MAGDALENA

Całe były we krwi. Chciała przejrzeć się w wiszącym na ścianie lustrze, ale została po nim tylko rama. Podeszła do okna i zobaczyła kilka policyjnych radiowozów zaparkowanych pod ośrodkiem. Jeden z funkcjonariuszy właśnie pakował do jednego z nich Szymona. Drugi wynosił z budynku stos laptopów.

– Tylko nie Tosia – jęknęła w duchu i natychmiast cofnęła się w głąb pokoju, bo za drzwiami usłyszała głos kolejnego policjanta:

– Co ty gadasz? Na ciele ofiary znaleziono odpryski fuksjowego lakieru do paznokci? Stary! Tu wszyscy mają fuksjowe paznokcie! Nawet faceci! Szukajcie dalej – krótkofalówka zarzęziła niezrozumiale i zamilkła.

Magdalena skuliła się na łóżku i próbowała zetrzeć z paznokci krew i resztki fuksjowej emalii. Nagle drzwi pokoju otworzyły się z hukiem i stanął w nich agent sierżant Koper.

– Pani Magda… to znaczy Lena… to znaczy Magdalena? – zapytał i, nie czekając na odpowiedź, dodał: – Proszę ze mną.