KLEMENS

Przeszedł w głąb sali, zdjął plecak i usiadł. Postanowił zostać w kurtce żeby zaoszczędzić sobie drwiących spojrzeń. Rozejrzał się po sali, usiłując odgadnąć, jak mogą się nazywać pozostali uczestnicy warsztatów. Znali się tylko z listy dyskusyjnej warsztatów i większość z nich była dla Klemensa dotychczas jedynie awatarami, które w mniejszym lub większym stopniu oddawały prawdziwy wygląd swoich właścicieli. Andrzej, niczym druh drużynowy na zbiórce swojego zastępu, omawiał z zapałem plan ramowy warsztatów na najbliższe dni. Miał go wysłać mailem, ale jakaś Joanna, do której istnienia się odwoływał, zbyt późno przesłała mu potrzebne materiały.

Klemens zdawał się zmęczony. Kilkanaście godzin jazdy zrobiło swoje. Siedział i coraz mniej słuchał tego, o czym mówił Andrzej. Głowa mu zaczęła ciążyć i przez chwilę starał się nie zasnąć, ale potrzeba krótkiej drzemki zdawała się bardzo silna. Pomimo zmęczenia coś nie dawało mu spokoju. Choć wszyscy skupili swoją uwagę na Andrzeju, to czuł wyraźnie, że jest uważnie obserwowany. Uznał to za nierealne, zwłaszcza że wszyscy skoncentrowali swoją uwagę na mówiącym po usłyszeniu magicznego słowa klucza – impreza. Gdy Andrzej zrobił krótką pauzę między dwoma słowami opisującymi planowaną popijawę, spod jednego z krzeseł dało się słyszeć wyraźne sapnięcie. Klemens odruchowo spojrzał w tym kierunku i aż cofnął się na krześle. Spod krzesła patrzyła na niego para wnikliwych oczu. Trwały nieruchomo, czekając na najmniejszy ruch Klemensa. Przechylił głowę w lewo, a oczy, niczym lustrzane odbicie, odwzorowały jego ruch. Już miał przechylić głowę w drugą stronę, gdy w brzuchu poczuł nagły ból. Krakersy. To jedno słowo skrywalo w sobie sekret diety Klemensa z ostatniej nocy. Wszyscy zaczęli wstawać, a Klemens nie mógł się ruszyć. Narastający ból zainspirował go, by poszukać toalety. Cholerne krakersy cebulowe. Jak mógł mnie nie poznać?