KLEMENS

Gdy w końcu wyszedł z toalety, był blady jak ściana. Z przerażeniem otarł pot z czoła i usiadł bezmyślnie na jednym z porzuconych krzeseł. Czuł się jak wypatroszona flądra w wilgotnej panierce. Spojrzał w lustro wiszące na ścianie. Patrzyła na niego twarz ludzkiego wraka. Lekko przydługie włosy kleiły się do czola. Wielka plama na koszulce wyglądała obrzydliwie. Wziął swój plecak, szybko zdjął kurtkę i koszulkę, a z plecaka wyjął świeżą koszulkę. Usłyszał skrzypnięcie drzwi za sobą. Wyprostował się machinalnie i odwrócił. Drzwi trzasnęły. Przed Klemensem stała młoda kobieta i bezceremonialnie patrzyła się na jego klatę umięśnionego kurczaka. Nie wiedział, co ma zrobić. Stał sparaliżowany sytuacją. Kobieta musiała bez wątpienia być fanką różowego koloru. Podeszła do niego bliżej.

– Jestem Lukrecja – powiedziała dźwięcznym głosem.

– Klemens – odpowiedział, ubierając pośpiesznie koszulkę.

– Mam dla ciebie ciasteczko z wróżbą – wyciągnęła do niego dłoń, na której leżały obok siebie dwa całkiem zgrabne ciasteczka. – Możesz wybrać, bo jedna osoba nie chciała i mi zostało – patrzyła uważnie na twarz Klemensa.

– Wezmę to różowe – delikatnie wziął jedno z identycznie wyglądających ciasteczek. Trzymał je i nie wiedział, co z nim zrobić. Domyślał się, że zgodnie z założeniem tej zabawy powinien je teraz zjeść, ale wspomnienie paczki krakersów sprawiało, że jedzenie z pewnością nie było tym, co chciał robić.

– Powinieneś je zjeść, żeby się przekonać, jaką masz wróżbę – Lukrecja uśmiechnęła się do niego.

– Zjem za chwilę, tylko chciałem się najpierw odświeżyć. Gdzie są wszyscy? – zapytał, mając nadzieję, że uda mu się zmienić temat i pozbyć jej. Ostentacyjnie wyciągnął ręcznik z plecaka.

Jesteśmy na plaży. Przyjdź, jak będziesz gotowy.

Odczekał, aż drzwi się za nią zamkną, otarł pot z czoła ręcznikiem i wepchnął go niedbale do plecaka. Z bocznej kieszeni wyjął jabłko w woreczku, wrzucił do niego ciastko Lukrecji i schował je razem do kieszeni.