KLEMENS

Przesyłka przyszła na dzień przed wyjazdem. Ku przerażeniu Klemensa w tym samym dniu na forach i różnych stronach internetowych zaczęły pojawiać się pochlebne recenzje. Nie zdążył opublikować jeszcze żadnego ze swoich paszkwili, ale już czuł, że będzie mu wyjątkowo trudno zmienić zachwyt różnych domorosłych krytyków literackich. Jego przeczucie pogłębiło się, gdy tylko rozpakował przesyłkę. Książka pachniała świeżością, a Andrzej uśmiechał się do niego jeszcze bardziej bezczelnie z tylnej okładki. Przekartkował, nasłuchując szelestu przewracanych kartek. Czarne znaki liter mignęły szybko. Spojrzał na okładkę i rozgiął kilka pierwszych kartek. Otworzył i zaczął czytać. Choć bardzo chciał znaleźć cokolwiek, co by mogło podważyć jej wartość, nie był w stanie. Po kilku stronach, przeczytanych jednym tchem, stało się dla niego oczywiste, że cały stek obelg, przygotowanych kilka dni temu, zupełnie mu się nie przyda. Książka Andrzeja była naprawdę dobra i on, Klemens Wieszczycki, musiał to przyznać przed samym sobą i przed Świstakiem_84.5. Doznanie tego było niezwykle okrutne. Oto po kilku latach internetowego gnojenia Andrzeja Lisieckiego trzymał jego książkę, która była napisana niezwykle ciekawie, wyszukanym językiem i do tego ładnie estetycznie wydana. Trudno mu było to przyznać, ale wiedział już, że tej książki nie pokona. Znał się na tym i był pewien, że internetowi eksperci od wszystkiego długo będą się nią zachwycać.

Klemens przerwał czytanie, by się spakować. Od wyjazdu dzieliło go coraz mniej godzin i nerwowo wyszukiwał potrzebne rzeczy. Trudno mu było się skupić na tym, co robił. Powoli dojrzewała w nim myśl, że powinien zniszczyć samego Andrzeja. Tego uśmiechniętego z tyłu książki. Tego, który kilka lat temu zadrwił z niego przed kolegami z roku, a potem nie dopuścił do egzaminu poprawkowego. Już po tobie – pomyślał Klemens.