KLEMENS

Przygotowania do wyjazdu zajmowały Klemensowi dużo mniej czasu i energii niż trollowanie. Wyjątkowo nie szło mu pisanie. Po opisie na okładce nie bardzo mógł wymyślić, co najlepiej zaatakować. W chwilach słabości zaczynał się już bać, że może ta książka Andrzeja jest jakąś genialną, że nie będzie mógł jej zmieszać z błotem.

Plik z obelgami miał już pięć stron, gdy na szóstej zaczął pisać recenzję. Ważył słowa, przypominał słabe punkty poprzednich publikacji Andrzeja, a także poddawał w wątpliwość, czy autor poprzednich gniotów, jak przynajmniej twierdził, mógł być w stanie napisać coś lepszego. Klemens nie przebierał w słowach, drwił i szydził, ale coraz bardziej czuł, że to, co pisze, mija się z prawdą. Bał się tego panicznie, ale wiedział, że dopóki nie przeczyta choć małego rozdziału, nie będzie wiedział, w jakiej formie jest jego prywatny wróg, jak go pieszczotliwie nazywał.