OLAF
T+4.12

– Hej Olaf! – słyszę z oddali, a jednak gdzieś przy uchu, w obu miejscach jednocześnie, metaliczny kobiecy głos. – Idziesz na plażę?

Rozglądam się, nikogo znajomego. Morze ludzi, twarze powykrzywiane. Im dłużej wpatrujesz się, tym rozpadają się i rozpływają bardziej, wtapiają w pejzaż ulicy. Napinam muskuły gałek ocznych aż boli. Jest! Zmaterializowałem ją, to Lukrecja. Stoi na wyciągnięcie dłoni, ale gdy ją wyciągam, postać ginie w tłumie. – Mam coś dla ciebie - pojawiła się znienacka po przeciwnej stronie. – Ciasteczko własnej roboty. To ciasteczko z wróżbą.

Próbuję przywrócić swoje reakcje do normy. Baczność! Stabilizacja soczewek! Regulacja układu ust! Spocznij! – Ach tak, oczywiście, z przyjemnością spróbuję. Czy te… – rozpocząłem, podnosząc wzrok znad ciasteczka, które w ciągu tych kilku nanosekund, zdążyło przeistoczyć się w gniazdo szerszeni, kość psa oraz Polypedates leucomystax – ciasteczka są wegańskie? – dokończyłem, rozpuszczając zdanie w gęstniejącym żelu dusznego powietrza. Wepchnąłem ciasteczko do ust. Nie miało smaku. O mały włos nie połknąłem karteczki z wróżbą, która teraz leżała rozmemłana na dłoni. Delikatnie rozłożyłem ją. To, co zobaczyłem, przeraziło mnie i zafascynowało zarazem. Natychmiast przystąpiłem do pracy. Wydobyłem z kieszeni nóż motylkowy, zręcznym ruchem zrobiłem z niego narzędzie do kopania.