LUKRECJA

– Imię I nazwisko.

– Grzegorz, proszę pana.

– Nazwisko!

- Nie podam! Nie wiem, o co panu chodzi.

– O śmierć Lukrecji Z. No chyba ją pan zna?

– Tak, kojarzę. To miła dziewczyna, ale tylko z pozoru. Wydaje mi się, że jest ostro walnięta. Mówiła, że kosmici rządzą ziemią i niedługo się tutaj pojawią. Mówię panu, chciałem ją zatrudnić, wie pan – agencja reklamowa, branża kreatywna, może by coś wymyśliła. Sprawiała dobre wrażenie na rozmowie kwalifikacyjnej – zorganizowanej i pomysłowej dziewuchy. Potem gadałem z nią w pociągu, wtedy zaczęła o tych kosmitach. Sam pan rozumie, coś nie teges z nią. Mówiła, że nawet ja mogę być kosmitą i nie wiedzieć o tym, pomyślałby pan? Przecież ja mam okrągłą twarz, nie trójkątną! No i tak jechaliśmy. Potem zaczęliśmy opowiadać sobie różne straszne historie. Ostatnio u mojego wuja w kamienicy znaleźli wężyk gumowy w ścianie ukryty, a z niego sączyła się ropa! Ropa człowieka! Wydzielina! Dużo jest takich opowiastek, no. Ale ja i tak jej do pracy nie przyjmę, mam już inną kandydozę, przepraszam, kandydatkę. Nawet się tutaj wszyscy spotkaliśmy, pomyślałby kto, niezłe zrządzenie losu. Szef i jego dwie aspirujące. Mogłyby o to stanowisko zawalczyć w kisielu, nie? Haha!

– Proszę pana, Lukrecja nie żyje i niech pan skończy mielić jęzorem!

– Skończyłem. Nie żyje?! Może kosmici ją porwali, dobre sobie. Nie żyje? Tak na serio?

– Czy pan ją zabił?

– Proszę pana, nie. Bo po co?

– W kryminalistyce występują różne powody. Mogła na przykład wyprowadzić pana z równowagi, a widzę, że pan do końca zrównoważony nie jest.

Spojrzał na Grzegorza C., który wciąż poruszał nogą założoną na drugą nogę. W tym samym czasie niepokojąco posuwał palcami po swoim smartfonie, nie patrząc na ekran.

– Ja jestem poważnym człowiekiem. Kurwa mać! – rzucił z całej siły smartfonem w twarz Kopera.