KLEMENS

Zanim się zorientowałem, pan Jan stanął koło mnie. Uśmiechnął się pytająco. Dobrze wiedział, co przykuło moją uwagę. Wyjął z tylnej kieszeni pęk kluczy i jednym z nich otworzył witrynę. – To bardzo ciekawy modlitewnik – powiedział, podając mi małą czarną książeczkę w obwolucie. O ile obwoluta miała dziwne przetarcie na grzbiecie, o tyle sam modlitewnik był w idealnym stanie. – Proszę zobaczyć, jaki piękny egzemplarz. Należał do pewnej starszej pani, która bardzo o niego dbała.

Otworzyłem delikatnie. Cienkie jak bibułka strony zapełniały różnorodne modlitwy. O istnieniu wielu z nich nie miałem nawet pojęcia. Spojrzałem na datę wydania. Książka miała około 70 lat. Nesamowite, że wtedy stanowiła coś tak bardzo przydatnego i codziennego, a dziś mogła się jedynie zdawać reliktem przeszłości.

Antykwariusz wrócił do staruszka, który cały czas trzymał słownik w ręce. Niby go kartkował, ale miałem dziwne wrażenie, że przysłuchuje się naszej rozmowie. Zamknął go z lekkim klapnięciem. “Niech pan zobaczy na tylną okładkę.” Odezwał się bardzo mocnym głosem, dużo młodszym niż on sam. “Tam powinna być taka mała kieszonka na obrazki.” Zrobiłem jak powiedział. Od strony grzbietu dało się ją delikatnie uchylić, a w niej znajdowało się ukrytych kilkanaście obrazków z aniołami, świętymi i matką boską. Wyglądały jak ręcznie malowane, inkrustowane koronkami, miejscami wypukłe. “Niesamowite.” Powiedziałem patrząc to na nich to na obrazki. “Tak, tak, kiedyś takie rzeczy robili. Niech pan się nie zastanawia, młody człowieku, ona jest dla pana.” Staruszek wręczył antykwariuszowi kilka banknotów, uchylił lekko ronda kapelusza i wyszedł bezszelestnie. Nie zdążyłem mu nawet podziękować. Obcy człowiek, którego pewnie już nie spotkam pomógł mi właśnie odkryć coś czego istnienia nawet nie podejrzewałem. Stałem zastanawiając się co zrobić. Nie wiem dlaczego, ale wiedziałemże staruszek ma rację. Spojrzałem na antykwariusza. “Koniec miesiąca?” Zapytał i nawet nie czekając na odpowiedź dodał, “to nic, za parę dni znów zaświeci słońce”.

Pożegnałem się i z moim pierwszym w życiu modlitewnikiem ruszyłem w drogę powrotną do domu. Przyszły miesiąc zacznę z długiem, ale może z bożym błogosławieństwem.