KLEMENS

Wchodząc do sklepu, wyminął lokalnego pijaczka siedzącego na ławce koło drzwi. Było wcześnie, ale był już zrobiony. W ręku trzymał butelkę z lekko żółtym płynem. Klemens wszedł do środka. Na sklepowych półkach było wszystko, co letnicy mogą uznać za warte kupienia. Na jednej ze ścian stały w rzędach różne trunki.

– Poproszę pół litra wyborowej – gdy to powiedział, dostrzegł poniżej siwuchę. Od razu wiedział, że będzie idealna dla Andrzeja, nawet jeśli miał mocniejszą głowę niż mówili mu kiedyś koledzy z roku, dziś już zapewne magistrowie literatury, niepamiętający o jego istnieniu.

Pijak przed sklepem łakomym okiem spoglądał na wyborową w ręku Klemensa. – Daj butelkę, dziadek. No daj, naleję ci.

Pijaczek z lekkim niedowierzaniem podał Klemensowi swoją butelkę. Widocznie wykorzystał wszystkie opary alkoholowe w mózgu i stwierdził, że może mu się to opłacać. Klemens odbił flaszkę i przelał jej zawartość do butelki z żółtym płynem. – Dziś masz, dziadek, szczęśliwy dzień.

Nalał po korek, a resztę, ku przerażeniu pijaczka, wylał na trawę. Podał mu butelkę, a potem otworzył wprawnie siwuchę i przelał ją do butelki po wyborowej. Człowiek na ławce nie był w stanie zrozumieć tego, co widział.

– Jadłeś dziś coś, dziadek? – zapytał Klemens, a gdy tamten zaprzeczył, wyjął z plecaka torebkę z jabłkiem i lukrowanym ciasteczkiem. – Masz, tylko wróżby nie zjedz, bo ci zaszkodzi – Klemens schował swoją butelkę pod kurtkę i ruszył w stronę plaży. Pora odszukać Andrzeja i spółkę – pomyślał i przyspieszył kroku.