JOANNA

***

Byłoby miło.

Siedząc na swoim tymczasowym łóżku, z tymczasowym widokiem za oknem, Joanna wystukała krótką odpowiedź w komórce i wróciła do malowania paznokci na kolor fuksjowy. Był jej znakiem rozpoznawczym. Nie pamiętała już czasów, gdy jej paznokcie miały inny kolor.

*

Andrzej zaproponował jej dzisiaj wieczorem spotkanie na plaży. Smsowo. Potajemnie. A jednak pod pretekstem omówienia dzisiejszych warsztatów. I kolejnych, które miały dopiero nastąpić. Była przecież współkoordynatorką, co niektórzy uczestnicy odkryli dopiero dzisiaj – podczas porannego warsztatu. A i ona sama dopiero oswajała się z myślą, że znowu wzięła na siebie ciężar, którego w żadnej mierze nie miała zamiaru dźwigać.

*

W błogi nastrój letniego popołudnia wdarła się myśl: A gdyby tak zamiast godziny w tygodniu spędzanej na malowaniu paznokci (bo Joanna nie zwykła robić niczego po łebkach, a już szczególnie rzeczy tak ważnej dla swojego wizerunku), przeznaczyła ten czas na pisanie? 52 tygodnie. 52 godziny. 2 strony na godzinę. 104 strony na rok. Jakieś 10 opowiadań. 10 to 10 razy więcej niż 0, które było jej udziałem w tym roku. To byłoby więcej opowiadań niż napisała przez całe życie. To byłaby połowa tomiku opowiadań, który tworzyła w głowie już trzeci rok.

Odsunęła tę myśl jako wyraźnie niewygodną.