LUKRECJA

Brudne rękawice leżały na trawie już osiem dni, ułożone tak samo. Nawet deszcz padający w czwartek nie sponiewierał ich za bardzo, pozostawił tylko kilka kropli rosy, dzięki czemu wyglądały jeszcze piękniej. Eleonora, zwana Elo-Elą, przechodziła koło nich już ósmy raz (każdego dnia tylko raz), ale po raz ósmy odmówiła sobie dotknięcia znaleziska. Dotykanie takich rzeczy to nic specjalnego, to są śmieci, tam może być choroba albo naplute. Pomyślała nawet, że podobają jej się coraz brzydsze rzeczy – ostatnio kosz na śmieci wystający ze śmieciarki, a teraz to. Czy to wpływ rodziny, czy środowiska? He he – zaśmiała się w środku siebie. Niezłe są te rękawice, zgubił je na pewno ktoś nie do końca biedny, widać po materiale, to nie jest chińszczyzna za 3 złote, za 17 najmniej. Czy ktoś ich jeszcze szuka? – myślała, oddalając się od trawnika, miejsca, gdzie rękawice leżały niewzruszone jej rozważaniami. Chyba je uwiecznię – to był pomysł Elo-Eli na kolejną minutę życia. Jej telefon posiadał bowiem magiczną funkcję uwieczniania. Wróciła do rękawic i zrobiła zdjęcie. Pięknie lśniły w letnim słońcu, były jak diamenty, jej osobiste szlachetne kamienie. Nie będę już zwracać na nie uwagi – obiecała sobie twardo. Nazajutrz rękawic i tak nie było.