LUKRECJA

Raz-dwa-trzy baba aba pa-trzy. W rytmie tej rymowanki, Lukrecja wyrabiała ciasto na ciasteczka. Jako tło, wybrała chińską piosenkę, która jednak nie pasowała szybkością do rytmu jej pracy i musiała, choć taka piękna, zostać wyłączona.

Składniki jednostajnie poruszały się w rytmie mieszania. Prosty skład, każdy rad. W międzyczasie (chwila odpoczynku przy kompie), wzrok Lukrecji padł na komentarze pod przepisem: "te ciasteczka są okropne i nie da się ich zjeść, to paskuda. Kto to wymyślił ten jest downem powinnam go oskarży bo przesto 1000 ludzi się truje i umiera pozdrawiam gorąco pa".

Cooo? Czy ja właśnie robię coś takiego? Ten komentarz to jakaś frustracja jest i nieprawdą, nie wiem skąd, co za podła osoba psuje mi mój miły, słodki plan na powitanie? – zadręczała się Lukrecja. Postanowiła zerknąć na inne opinie, jednak kolejna też była bezlitosna: "ostatnio zrobiłam na imprezę i można było sobie zęby połamać. Każdy wyciągnął tylko wróżbę, a ciasteczko wywalił:( Przykro mi się zrobiło... ODRADZAM!". Lukrecja była w lekkim szoku, ale nie zrezygnowała z robienia ciastek. Nadeszła pora, by umieścić karteczki z wróżbą. 

Chodzenie na długie spacery to było dla niej za mało. Już od dłuższego czasu myślała o tym, żeby przemierzyć jakąś trasę, używając wyłącznie nóg. Czytała przecież o artystce, która chodziła od wsi do wsi, zwiedzając i poznając. Lukrecja bardziej chciała udać się w podróż z punktu A do punktu B, w długą podróż. Okazja do tego nadarzyła się w lipcu 2014 roku. W Łebie miało bowiem dojść do spotkania tych, którzy byli w trakcie pisania czegoś, co nazywano powieścią kolaboratywną. Czyli pisali razem, a jednak osobno. Pójdę tam pieszo – taki był zamysł Lukrecji. Kilometrów to będzie ile? To chyba będzie pięćset kilometrów. Nocleg po drodze? Wtedy nie będzie autentycznie. Zwątpić, zrezygnować? (gówniane uczucie).