KLEMENS

Samochody były ciasno zaparkowane. Jak zawsze wystawiały swoje długie nosy nad chodnik. Szedłem i czytałem rejestracje. Nowy Targ, Sosnowiec, Lublin, dużo Katowic, w końcu jakiś Kraków. Samochodów “stąd” było bardzo mało. Większość “zagranicznych”, jak zwykłem mawiać o tych nie z Krakowa. Całe szczęście, że nie musiałem właśnie nigdzie parkować. O tej porze graniczyło to z cudem.

Stanąłem koło pasów i przepuściłem kilka samochodów. Przeszedłem na drugą stronę i skierowałem się do parku. Rundka po parku, a potem pomyślę, co dalej. Wiedziałem, że jak pójdę alejką po prawej stronie, to będę w cieniu, ale raczej nie znajdę wolnej ławki. Alejka po lewej stronie, jako bardziej słoneczna, dawała jeszcze nadzieję na miejsce do siedzenia.